Kronika

2009.12.11

Wycieczka do Mennicy klas 6-tych

11.12.2009 roku dokładnie po drugiej lekcji, wyszliśmy ze szkoły… A no tak, muszę jeszcze powiedzieć gdzie wyszliśmy, więc poszliśmy do Mennicy Polskiej.
Dla niewtajemniczonych, w mennicy wybija się monety.
Zimno było jak diabli, wicher dął, ale my i tak szczerzyliśmy się do siebie, na myśl o miejscu do którego zmierzamy. Udało nam się, znaleźliśmy Mennicę Polską, bardzo ładny budynek, taki nowoczesny. 🙂 Ale (co nie zdarza się często) byliśmy przed czasem, więc zwiedzaliśmy sklepiki, pełne błyskotek i monet. Ale było tam coś podejrzanego… Taka przenikliwa cisza… Więc my (dzieci) postanowiliśmy się trochę powydzierać, Panie oczywiście nas uspokajały, ale dzikiego instynktu dziecka nie jest w stanie nic poskromić, nie licząc kilku n-zali…
Na szczęście Panie nauczycielki nie groziły n-zalami.
Gdy już przyszedł czas podeszła do nas pewna Pani, jak się okazało, nasza przewodniczka.
Na początku puściła nam film o pieniądzach, następnie powiedziała jak będzie wyglądała nasza wycieczka i poszliśmy oglądać mega różne monety.
Zaczęliśmy od oglądania monet i znaczków WOŚP’u- Wielkiej Orkiestry Świątecznej Pomocy. Pani przewodniczka była bardzo dumna z tych zbiorów.
Poszliśmy też do sali, gdzie znajdowały się inne monety, przeróżnego kształtu i koloru.
Tak minęła nasza lekcja na temat monet, orderów i medali, wybijanych w Mennicy.
Widzieliśmy też banknoty i monety, których nie można zobaczyć, nigdzie indziej, bo woźny, czy ktoś taki, uratował przed Niemcami tylko jedną skrzynię takich skarbów i jej zawartość znajduje się właśnie w Mennicy.
Co jakiś czas Pani przewodnik zadawała pytania i rzucała żartami. Mówiła bardzo ciekawie, ale choć najmniejszy pisk lub szept słyszała i na nadawcę takowego patrzyła tak karcącym wzrokiem, że nawet najgorszy urwis by ucichł. A co do tego nie było wyjątków, nauczycielki też nie miały lekko, swoją drogą nareszcie jakaś sprawiedliwość. 🙂
Czas był już najwyższy wracać do szkoły, ale to jeszcze nie koniec (na szczęście),wróciliśmy do sali, gdzie oglądaliśmy film i Pani Przewodnik rozdawała dodatkowe monety. Dodatkowe, bo każdy dostał po jednej, ale jeśli się słuchało i nie przeszkadzało, można było dostać jeszcze drugą.(Ja niestety się nie załapałam, nie mam pojęcia dlaczego;))
A najlepsze na koniec, no nie? Wiem, wiem ja też nie lubię czekać do końca, żeby coś fajnego się stało, ale tym razem warto było czekać. Naprawdę. Powędrowaliśmy do… Cukierni!!! Od zewnątrz była straszna, taka obdrapana, ale to co tam sprzedawali było takie pyszne!!! Większość brała pączki, a ja wzięłam babeczkę:).
No moim zwyczajem napiszę: Nic co dobre nie trwa wiecznie, no nie?
Dlatego właśnie nasza podróż, wycieczka jak kto woli, dobiegła końca.
Na pewno wybierzemy się tam jeszcze raz. To znaczy, raczej już tam więcej nie pójdziemy, ale musiałam to jakoś zakończyć…
Dorotka Żółtaniecka 6b