Kronika
Zielona Szkoła oczami 6-klasisty
* Napisane z pewnym poczuciem humoru z perspektywy pewnego ucznia. Czytając ten tekst rozumiem, że nie wszystko musi się zgadzać z poglądami innych osób. Przedstawione w poniższym tekście opisy zdarzeń są w większości przypadków zgodne z prawdą bez dodawania rzeczy, które podczas wycieczki nie wystąpiły. Autor przyznaje sobie prawo do błędów zarówno językowych jak i czasowych. Zezwala się na kopiowanie i publikowanie poniższego tekstu w celach informacyjnych. Max Warych Zielona szkoła dla klas 4-6 odbyła się w tym roku w Krasnobrodzie koło Zamościa. W niedzielę 18 maja o godzinie 8:15 była zbiórka na tylnym parkingu Tesco na Górczewskiej, po czym dwa autokary wyjechały na południe Polski. Podróż trwała 5 godzin, wliczając w to dwa postoje. Na miejscu byliśmy około 16:00. Nauczyciele przez następne pół godziny załatwiali jakieś sprawy, po czym przydzielili nam pokoje. W następnej kolejności był obiad ( dokładniej schabowy ) oraz godzinny spacer dookoła jeziora, które było tuż obok naszego ośrodka ( nazwę tego jeziora zna tylko Google… ). Jest ono stosunkowo małe, tyle o nim wiem. Niedziela nie była wyjątkowo ruchliwym dniem, po spacerze zjedliśmy kolację, odbyła się rozmowa organizacyjna i… To chyba tyle. Poniedziałek zaczęliśmy o 7:30, zjedliśmy śniadanie i pojechaliśmy zwiedzać Roztocze Środkowe. Zaczęliśmy, z tego co pamiętam, od Tomaszowa Lubelskiego, a dokładniej od cerkwi, w połowie odnowionej, gdzie ksiądz ( czy jak tam prawosławni się nazywają ) opowiedział nam „w skrócie o religii”, jednak co dwa zdania przerywał promując piękne naturalne świeczniki i mydełka o kilku zapachach tylko za dwa złote! Cóż za niesamowita oferta, na którą skusiło się kilka osób wynagradzając finansowo opowieść popa i przy okazji nabywając to mydełko, czy co innego. Dalej poszliśmy do jakiegoś kościoła rzymskokatolickiego, a później autokarem do puszczy. Muszę niestety przyznać, że przewodnik nie zaliczał się do najciekawszych ( to takie strrraszne! ), dlatego nie uważałem za bardzo, chyba jak inni ( sekret poniedziałku został wydany!! ). Również magia sprawiła, że autobus usypiał mnie zawsze, kiedy jeździliśmy gdzieś autokarem, dlatego nie opiszę tutaj lokalizacji, które odwiedziliśmy aż tak dokładnie, jak zrobię to pisząc o wtorku. Mogę powiedzieć, że po Tomaszowie Lubelskim spędziliśmy kilka godzin w lesie, później widzieliśmy opuszczony kamieniołom ( „skamieniołom” ), Zwierzyniec i Szczebrzeszyn z pomnikiem chrząszcza wydrążonego w drewnie. Jak powiedziałem kolejność tych miejsc jest przypadkowa. Ale wróćmy do lasu. Nasza wycieczka była podzielona na kilka spacerów w rożnych miejscach. Chodziliśmy wzdłuż jakiejś rzeki, która, jak pamiętam była brudna, ( dlatego razem z Jędrkiem nazwaliśmy ją „Kuponilem” ). Przy jej źródle był „Gargamel”, czyli bar, który, wbrew nazwie nie był niebieski, a zielony. Wypiliśmy tam colę i wróciliśmy do autokaru. Później chodziliśmy po puszczy, gdzie musieliśmy przedostać się przez wodospad ( po czym 3/4 osób miało przemoczone buty [ ale nie ja! ), oraz przejść ścieżką z dwóch stron otoczoną pokrzywami. Z tego co dalej pamiętam, widzieliśmy kościół i kapilicę na wodzie i jakiejś stare drzewo. Teraz muszę przeprosić drogich czytelników, ale przy tym drzewie ja i większość osób byliśmy tak zmęczeni, że muszę skrócić tę część do minimum. Dalej zjedliśmy lody, zrobiliśmy zdjęcie szczebrzeszyńskiemu chrząszczowi ( szczebrzeski brzmi gorzej :/ ) i wróciliśmy do hotelu ( bardziej bym powiedział pensjonatu czy ośrodka wypoczynkowego ). Zjedliśmy obiadokolację, przeczekaliśmy ciszę poobiednią i było ognisko. Upiekliśmy kiełbaski i pianki ( niektórzy chlebek ) i poszliśmy spać. Że tak powiem w porównaniu wtorek góruje nad poniedziałkiem ( również z racji tej podłej nazwy „PO-NIE-DZIA-ŁEK”, z którą stykamy się w każdą niedzielę i która nas psychicznie dobija ).Cdn. na następnej stronie